Zapomniałem wspomnieć, że przed
kolacją dzwonił do mnie Karol i pytał się czy mi coś przywieźć, stwierdziłem,
że nic nie potrzebuję i udałem się na kolacje.
Gdy zobaczyłem co leży na moim
talerzu szybko się zreflektowałem. Napisałem do Karola, że to co wcześniej
mówiłem jest nieaktualne i żeby mi coś przywiózł. Na szczęście Karol wysłuchał
moich próśb i zabrał mnie do oddalonego od 25 km McDonalda i jak widzicie na
zamieszczonym obrazku uratował mi życie. Oczywiście jak przyszło do płacenia to
zastosowałem stary numer z brakiem portfela. Tyle czasu ludzie mnie znają, a
dalej dają się na to nabierać.
Dzisiaj odwiedza mnie mój kolega
@pitbe. Piotrek ma do pokonania dystans
120 km i będzie jechał dwoma autobusami. To jest niepojęte, że mu się chcę i
albo gość mnie lubi, albo ma mi zamiar zrobić krzywdę za te wszystkie
prześmiewcze teksty w jego stronę. Co
prawda zapowiedział, że będziemy grillować, ale nie wiem czy to nie podpucha.
Po tych dwóch autobusach, aby dotrzeć do
mojej wioski musi przejść około 2,5 km na pieszo od przystanku. Troszkę szkoda
mi się go zrobiło, że będzie szedł taki kawał tym bardziej, że miał przywieźć
jedzenie i wysłałem po niego żonę. Powiem wam szczerzę, że do tej pory nie zwrócił
nam za paliwo a opisuję całą historię
już po fakcie.
Gdy w końcu przyjechał, wyglądał
jak sto nieszczęść, ale co by o nim nie powiedzieć to jednak jest słowny. Przywiózł cały plecak jedzenia. Kaszanki,
skrzydełka, kurczaka ,boczek i
szaszłyki. Żeby nie było za słodko, nie wziął ze sobą kiełbasy i to nie jest
żadna metafora. Co prawda nie miałem ochoty na kiełbaskę z grilla, ale nie
byłbym sobą gdybym się do czegoś nie przyjebał.
Tego dnia jak na złość wszyscy w
sanatorium wpadli na pomysł żeby zrobił grilla. Z racji tego, że były dwa
pojedyncze grille i jeden taki większy podwójny, to zrobił się spory problem.
Na szczęście z podwójnego grilla korzystała ekipa Dziadka i podzieliła się z
nami jedna częścią. Niby cała sprawa się zakończyła happy endem, ale jednak nie
do końca. Ani ja nie wspomniałem Piotrkowi, ani on mi, że żaden z nas nie
potrafi normalnie rozpalić grilla. Co do jedzenia to nie ma żadnego problemu,
ale rozpalanie idzie nam słabo. Jak ktoś mi kiedyś powiedział „postój
przypilnuj grilla” to stałem i patrzyłem czy nikt tego grilla nie zajebie, a
oczywiście wszystko się spaliło. Niemniej jednak postanowiliśmy spróbować.
Mieliśmy węgiel, 2 litry podpałki i
doszliśmy do wniosku, że musi się udać. Co prawda wlaliśmy jej taką ilość , że
wyglądało jakbyśmy jarali opony, ale się
rozpaliło. W dodatku Dziadek powiedział, że za jednego szaszłyka będzie nam
sprawdzał czy wszystko ok, bo stolik mieliśmy koło 30 metrów od grilla, więc co
chwilę trzeba by było sprawdzać czy dalej się pali. Tym małym nakładem
finansowym w postaci jednego szaszłyka zdobyliśmy prywatnego kucharza. Nie
czekaliśmy aż jedzenie się zrobi i Piotrek wyjął sałatkę ziemniaczaną i dwie
jagodzianki. Zanim pierwsze szaszłyki się zrobiły to Piotrek już miał PKS do
domu, ale zlitowałem się nad nim i powiedziałem, że go podrzucimy na kolejny
samochodem. I wiecie co? Za kolejną
wycieczkę też nie dał na paliwo, więc jak widzicie niby sympatycznie, a do
całego interesu musiałem dołożyć.
Czas podsumowań, miałem zrobić to
w kolejnym dniu, ale już dzisiaj zakończymy ten cyrk.
Spędziłem w sanatorium kawał
czasu. Opisałem 12 dni, bo więcej mi się
nie chciało, a na weekendy często dostawałem przepustkę do domu. Czy sanatorium mi w jakimś stopniu pomogło? W
żadnym wypadku. Pod kątem zdrowotnym był
to całkowicie stracony czas, a żeby było wam milej to był on stracony za wasze
i innych podatników pieniądze. Trafiłem na totalna wiochę bez sklepu
spożywczego. Nie mogę powiedzieć jednak, że było aż tak strasznie. Jedzenie był
w miarę ok, i gdyby nie to, że kolacja jest o 17, to może bym aż tak nie
dojadał. Fizjoterapeuci też bardzo
sympatyczne młode osoby z którymi zawsze można było zamienić kilka zdań. Nie uważam, że czas w którym tu byłem był całkowicie
stracony, bo odwiedziło mnie mnóstwo osób. Nie tylko osoby, które znam i
przebywam z nimi na co dzień, ale też osoby, które przyjechały mnie odwiedzić
mimo, że nie widziały mnie nigdy na oczy.
Każda osoba, która mnie odwiedziła pokonała sporo kilometrów i poświeciła
swój czas żeby tu być ,zjeść ze mną kebaba i zamienić dwa słowa. O telefonach nawet nie wspominam, bo było ich
też bardzo dużo i bardzo doceniam, że wam się kurwa chciało. Jeszcze raz
wszystkim dziękuję kończąc ten
pamiętnik, bo zrobiło się aż za słodko i nie chcę abyście wymiotowali tęczą.
Pozdrawiam.