poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Książę w Sanatorium dzień 1



Minęły dwa lata, a ja znowu dostałem skierowanie do sanatorium. 
Oszołomy, które mnie w tamtym okresie czytały na blogu Wojtka Kozackiego doskonale zdają sobie sprawę co to będzie oznaczać. Sam nie wiem ile będę pisać, bo taka przygoda, jak dwa lata temu pewnie się już nie powtórzy, 
tym bardziej, że zabraknie w niej Janusza, który był głównym bohaterem. 
Mimo to, spróbuje znaleźć pozytywy z tych 24-dniowych wczasów i może komuś z was przynajmniej raz japa się uśmiechnie. Myślę, że nie będę pisał codziennie, bo zostałem tym razem wysłany na totalne zadupie, więc nie spodziewam się wielu przygód. To może po tych kilku słowach wprowadzenia 
w końcu zacznę pisać.  Blog będzie się nazywać „Książę w sanatorium”.
                                                    

                                               Książę  w sanatorium dzień 1.

      Po wcześniejszych przygodach w sanatorium mimo, że było śmiesznie postanowiłem nie ryzykować znowu dzielenia  pokoju z takim menelem jak Janusz i obmyśliłem chytry plan, że spróbuje zorganizować sobie pokój jednoosobowy. W tym celu wstałem równo z kurami i szwagier zawiózł mnie do sanatorium. Byłem z samego rana, ale jak okazało i tak za późno w porównaniu  niektórych emerytów. Nie wiem czy oni tam spali bo mimo, że wstałem najwcześniej od 3 lat to i tak nie byłem w pierwszej 50. Nadal  byłem jednak dobrej myśli, co oczywiście szybko się zmieniło gdy pani w rejestracji powiedziała, że mają TYLKO pokoje dwuosobowe. Poczułem się jakbym dostał kopa w ryj i cały plan poszedł w pizdu. Udało mi się w miarę szybko zarejestrować i zostałem wysłany do pielęgniarek. Przemiłe panie i strasznie się cieszyły na mój widok. Troszkę mnie to zdziwiło, więc myślę, że były naćpane. Kto tak się cieszy o 8 rano w pracy? Od pielęgniarek zostałem wysłany do lekarza w celu dobrania odpowiednich zabiegów. Byłem 7 w kolejce więc sądziłem, że pójdzie szybko bo ostatnim razem było 80 osób w kolejce, a lekarz ogarnął to w godzinkę. Tym razem sytuacja się nie powtórzyła.. Po 45 minutach czekania weszła jedna osoba . Czas dłużył mi się tym bardziej że nie jadłem śniadania. W końcu jakaś pani powiedziała, że przytrzyma mi kolejkę, a ja mogę spokojnie pójść zjeść. Nie namawiała mnie długo i razem ze szwagrem pojechaliśmy na Cirle K - na hot dogi. Hot dogi nie wyglądały apetycznie, więc zjedliśmy kanapki na ciepło. Niestety kanapki też dupy nie urwały, ale może na to czas przyjdzie w kolejnych godzinach. Po zjedzeniu śniadania wróciliśmy do sanatorium i udałem się dalej stać w kolejce. Jak się okazało  weszła jedna osoba . Był plan żeby znowu pojechać zjeść kanapki i tak przechytrzyć tego lekarza, ale nie chciało nam się potem szukać miejsca do parkowania. Po 3 godzinach czekania w końcu była moja kolej.  Już wstawałem witając  się z gąską, ale zostałem poinformowany, że  lekarz musi wyjść na 5 minut. Jakaś kobieta, która była za mną głośno lamentuje, że ona ma zawsze takiego pecha i nawet jak wszyscy przejeżdżają samochodem na zielonym to ona nie może zdążyć i zmienia się na czerwone. Nie wiem skąd ten napad histerii skoro to była moja kolej a nie jej. Jak się domyślacie, 5 minut lekarza zmieniało się w pół godziny, ale przecież nie wydrę się na niego pierwszego dnia więc schowałem wkurwienie do kieszeni i wszedłem do gabinetu. Lekarz (co musze zaznaczyć)  okazał się bardzo kompetentny. Zadał mi kilka pytań jakie zabiegi i ćwiczenia mogę wykonywać ,ale wyszło na to że niewiele. Nie będę się zagłębiał w szczegóły swojego problemu zdrowotnego bo nikogo to nie obchodzi, a poza tym miało być śmiesznie, więc w skrócie na tym etapie swojego problemu zdrowotnego nie mogę wykonywać żadnych ćwiczeń i 70% zabiegów, więc wyjazd do sanatorium nie miał teraz żadnego sensu. Lekarz się ze mną zgodził, ale mimo to muszę być na tym ćwiczeniach/zabiegach nie do końca biorąc w nich udział. 
       Po wizycie u lekarza poszedłem do pokoju, gdzie poznałem swojego współlokatora.
 -Cześć jestem Kamil 
-Kamil
 I w tym momencie zacząłem się zastanawiać czy gość ze mnie drwi i przedrzeźnia, czy rzeczywiście się tak ma na imię. Będę miał go na oku i za jakiś czas zagadka zostanie rozwiązana. Mój współlokator wygląda na sympatycznego gościa i chyba nie będziemy sobie przeszkadzać. 
       Zbliża się 17.00,  więc czas kolacji. Na kolacje podali 5 plasterków wędliny i pomidorka. Może nie brzmi to imponująco, ale było smacznie i dojadłem się kabanosami. 
       Po kolacji było spotkanie informacyjne, które prowadził właściciel Ośrodka. Gość jest strasznie przewrażliwiony na punkcie alkoholu. Zapowiada ataki z alkomatem i jeśli ktoś wypije więcej niż dwa piwa to ma wypierdalać do domu. Oczywiście po opłaceniu kary. Nie jestem pewien, ale chyba koszt pobytu wynosi koło 8 tysięcy, wiec spora kwotka. Wspomniał także, że w sanatorium wiele osób się zakocha i jak już ma się zakochać i uprawiać miłość to żeby nie było śladów tej miłości na korytarzu albo w windzie. Cos czuje, że poprzedni turnus to były niezłe koty. Gdy to piszę sprawdzam kątem oka czy nie mam plam na pościeli.
     Wiele ciekawych rzeczy miałem opisać, ale nie robiłem  tego na bieżąco i po prostu zapomniałem. Stolik mam z dwiema paniami i trzema facetami, ale opiszę Wam to już jutro.

1 komentarz:

  1. Pisz jak najwięcej. Fajnie się czyta, a do tego sam w niedługim czasie będę kuracjuszem (jeszcze 7tys miejsc przede mną). Potrzebuje szerokiej wiedzy, żeby się jakoś na to przygoroeac.Do tego Twoja forma pusania mi odpowiada. Będę tu zaglądał. Informuj na tt o kolejnych odcinkach. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń